Listy z epoki absurdu

2018-10-25 / Blog

Listy z epoki absurdu

monodram

LISTY Z EPOKI ABSURDU

adaptacja książki

„Listy z epoki absurdu” Krzysztofa Turowskiego

Jolanta Knap

 

Targowisko. ANTYKWARIAT pomiędzy stoiskami z bielizną z prawej i kebabem z lewej. Twarde staniki w mocnych kolorach, pończochy nadziane na kilka plastikowych nóg. Na metalowym stelarzu, na stoliku równiutko poukładane czasopisma i książki z lat 80-tych. KRZYSZTOF ubrany w sztruksowe spodnie i marynarkę siedzi na stołku i nakleja nowe, niższe ceny na kolejne egzemplarze.

 

Z 5zł na 3,50. I tak nikt nie kupi. Okładka staciła kolor lub nigdy go nie miała, a co w środku – nieważne. Może te listy znalazłyby nabywcę, ale nie są na sprzedaż. Co znaczyła przyjaźń w epoce absurdu? Wszystko. I kiedy to było? Robiłem doktorat, ożeniłem się,urodził mi się syn, jeden, drugi. Nic z tego nie jest absurdem.

Jacek w roku 1985: Teraz jest 11 rano, siedzę w domu i czekam, aż zakończą się wszystkie kłopoty z instalowaniem telefonu, bo oczywiście coś nie gra, telefon jest głuchy i, żeby to naprawić, instalatorzy muszą wejść do piwnicy sąsiada, którego nie ma w domu i na którego czekam jak na zmiłowanie, bo, jeśli nie przyjdzie do 14-tej, czyli do chwili, gdy tamci robią fajrant, to pozostaje już tylko jutrzejszy dzień. Od jutra instalowanie będzie kosztować dwa razy więcej, czyli 80000 złotych, więc wolę zdążyć przed podwyżką.

Wtedy już kilka lat mieszkałem w Paryżu. Na emigracji. I stamtąd przez pryzmat listów od Jacka, Zbyszka i Marzanny patrzyłem na Polaków i Polskę. Tu. W Polsce.

„Opisz mi jeden dzień ze swojego życia a będę wiedział, jakie były Twoje wszystkie dni i, prawdopodobnie, jakie będą” – powiedział Blaise Pascal w Myślach.

 

W Dzień Kobiet w 1988 odbyło się w Łodzi uroczyste otwarcie szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki z udziałem najwyższych czynników. Po cichu nazwano go szpital matki żebraczki, bo żebrano o sprzęt i forsę, gdzie się dało. Ale, rzecz jasna, szpital jest ciągle w proszku. Dlatego na kilka dni przed otwarciem zaczęto wypożyczać od innych łódzkich szpitali kupę sprzętu, żeby wszystko wyglądało na glanc. No, a przede wszystkim, wypożyczono chore kobiety. Zwieziono je karetkami z innych szpitali, a po odjeździe notabli oddano. Ciekawe, czy za pokwitowaniem? Przede wszystkim jest to wielkie centrum sprzedaży materiałów budowlanych. Oczywiście lewe centrum. Moi znajomi, którzy się budują, jak czegoś już za cholerę nie mogą znaleźć, jadą tam i załatwiają. Cała niemal budująca się prywatnie Łódź sporo Matce Polce zawdzięcza. Jak to matce. Mniej przyjemne jest to, że na wielką skalę rozkradane są też leki, które jako dary przychodzą na adres Matki Polki. Były one magazynowane bez ładu i składu w różnych łódzkich szpitalach, bo Centrum nie miało własnych pomieszczeń do tego celu. No i zaczął się handel. Nieraz na tyle bezczelny, że dość powszechnie znane są telefony, pod którymi można, oczywiście za dolce, zamówić leki zagraniczne.

Moi przyjaciele wyobrażali sobie moje życie w Paryżu. TAM. Bo przez pierwsze kilka lat nikt nie mógł do mnie przyjechać. Mnie też lekko nie było, ale TAM jak znało się zasady gry, to można było wygrać, na przykład czas na swoje życie.

Jacek w 1987. No Krzysiu, jesteś jednak fanciarz. Co ty w tej Francji jesteś? Pięć lat raptem. I proszę, willa, piękny samochód, uznanie, zagraniczne wojaże, publikacje, znajomości. Masz, kurwa, łeb […]. Wiem, wiem, już się łapiesz za głowę gotów uznać mnie za idiotę, co się ślizga po powierzchni. Już może łapiesz za pióro albo słuchawkę, by powiedzieć, jaki to jesteś zalatany, zmęczony, wypluty, jaką to masz szarpaninę, jak mało satysfakcji. […]. Otóż dowiedz się, Krzysiu, że jesteś pieprzony malkontent i tyle. Jesteś na fast-tracku, więc cały napięty […].

 

Krzysztof zgięty w pół porządkuje i przegląda Playboye na najniższej półce.

 

Te kładę na samym dole. Jedyny tytuł z lat 80-tych, który przykuwa uwagę. Lubię jak się po nie schylają. Nie przykucną, tylko wypinają swoje cztery litery.

 

Rok 1988 […] Ludzie nie mogą trwać w nieskończoność w stanie zawieszenia. Zresztą życie na to nie pozwala. Dopasowują się więc do zaistniałej sytuacji, szukają realnych pól aktywności i tak dalej. […]. Będą to: sektor prywatny, wyjazdy zagraniczne i wszystko, co się z tym wiąże: handelek, praca czarny rynek i inne. Tyle że kryzys polaryzuje społeczeństwo i dzieli je bardziej niż zwykle na biednych i bogatych.

Ja w 1988 już się odbiłem, Moje listy z Francji w tym roku tchnęły już zupełnie innym nastrojem.:

Jedynym wydarzeniem ostatnich tygodni był mój tygodniowy pobyt w Stanach, podczas którego przeleciałem ten kraj wzdłuż i wszerz. Od Nowego Jorku po Los Angeles, od Huston po Chicago. Niewiele widziałem, głównie przyjaciół, wieżowce, whisky i lotniska. Generalnie jednak utwierdziłem się w przekonaniu, że Europa to jest to. Poza tym od wiosny chcę rozpocząć gorączkowe poszukiwania jakiejś robótki dziennikarskiej po francusku, a jeśli do końca roku się to nie uda, to będę musiał zmienić zawód, bo czas już wyjść z polskiego getta, które tyleż jest miłe, co zabójcze.

Podchodzi do stoiska z bielizną. Przygląda się pończochom naciągniętym na plastikowe nogi.

Dzisiaj wszędzie Paryż. Zanim wyemigrowałem, starałem się naprawić świat TU!

„O 6:45 nastawiałem polskojęzyczną rozgłośnię Radio France International, by dowiedzieć się, co myślą o nas w Paryżu. O 7-ej przeszedłem na BBC i zaraz po dzienniku 7:07 posłuchałem sobie Radio Kolonia, a następnie skoczyłem na ultrakrótkie fale, by posłuchać Rozgłośni Łódzkiej, a potem przejść spokojnie bez zakłóceń na program pierwszy, centralny z Warszawy. [..] Słuchając […]wiadomości – mniej lub bardziej prawdziwych – przypomniał mi się niewielki plakat[…] nad […] sugestywnymi rysunkami umieszczony był napis – WIEMY, CO TO PROPAGANDA. TAM I TUTAJ JEDNA GRANDA. […]

 

Nakleja nowe, niższe ceny na książki.

 

Dzisiaj siedzę TU, chyba z sentymentu. A przecież TAM mi się udało. Absurd? Sprzedaję myśli, historie, jakie tu nazwiska?! 3,50 też za drogo. To może za 3.

Te sprawozdania z lat 80-tych, w listach, brzmią jak dobra literatura.

 

„Pan Dyrektor od telefonii przewodowej tłumaczy – pisał Zbyszek Wojciechowski, – że te pomyłki i bałagan to stan przejściowy, że tak być musi i że właściwie winę za ten stan rzeczy ponoszą niesforni abonenci, którzy po przyłączeniu ich do nowej centrali naraz wszyscy zaczęli telefonować, co przeciążyło centralę, nową, jeszcze nieprzyzwyczajoną do takich przeciążeń i biedaczka wpadła w tak zwany bieg jałowy. […] To mnie zaniepokoiło i nawet Mentoval, który zalecił mi lekarz zażywać trzy razy dziennie po 5 kropel, nie pomógł. Mentoval biorę razem z Tabexem, postanowiłem bowiem rzucić palenie. Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim bieda.[…]”

I tu literatura przestaje być literaturą. Jak się tego, kurwa, doświadcza. Jak trzeba łyknąć pigułę, żeby nerwy podleczyć.

Przyjaciele z Polski dawali mi rady, jak żyć? TAM. Chociaż nie mieli pojęcia, jak TAM się żyje.

 

Znacznie lepsze perspektywy otwierają się przed Tobą – pisał Jacek[…]. – Jeśli uzyskałbyś doktorat z dziedziny, która jest Twoim zawodem. Tak to wszystko widzę z odległej Polski. Jeśli ty myślisz podobnie, to trzymaj ten kurs dalej. Mogę Cię pocieszyć, że doktorat nie jest w końcu czymś, co można od tak strzepnąć z pióra. A Ty masz tę przewagę nad znakomitą większością doktorantów, że primo nie jesteś już nieopierzonym magistrem […], secundo umiesz pisać.

 

Umiałem myśleć, argumentować. Byłem ukształtowany. Reprezentowałem pewną postawę. Wiedziałem w czasach absurdu, czym jest godność. Dzisiaj nic nie trzyma ceny.

 

Bierze książkę do ręki, nabija kolejną cenę.

Niech będzie, oddam za 2,50.

Zdzisław Pietrasik w „Polityce” nr 16 z 1983 r., a więc jeszcze przed zniesieniem stanu wojennego, pisał:

 

”Takie nawoływanie do postaw patriotycznych jest dzisiaj zabiegiem, który może nie przynieść pożądanych rezultatów. Po prostu patriotyzm też przestał być uczuciem platonicznym. Młody człowiek z rezerwą przyjmuje argument: masz poświęcić się dla Polski, bo to jest twoja ojczyzna. To bardzo wiele, ale to nie wystarcza. Patriotyzm nie przesłania oczu, które widzą w umiłowanym kraju wciąż tyle zła i nieprawości. Za granicą też jest życie.”

 

Miał rację. Poczułem to na własnej skórze. Skrapiałem skronie i nadgarski Eau de Parfum przed wyjściem z domu, kiedy moi kumple TU pocili się na samą myśl, gdzie rzucą srajtaśmę. Nie nie, sekstaśmę, tylko zwykły papier toaletowy.

 

„Bywa, że w ferworze dyskusji o stanie Rzeczpospolitej ktoś lubiący mocne określenia powie: to jest chory kraj… – to ciągle Żdziniu. Przyznam, że nie protestuję w takich sytuacjach, mnie ta opinia ani nie bulwersuje, ani nie obraża. Choroba jest przecież stanem przejściowym, z choroby powraca się do zdrowia.”

 

No, a to za całe dwa zeta. I niżej już nie zejdę.

 

Nakleja cenę, odkłada URZĄDZENIE.

 

„[…] mentalność Polaka nowoczesnego nigdy nie będzie w stu procentach nowoczesna, jest i będzie amalgamatem rozmaitych elementów: tradycji i mitologii narodowej, sumy klęsk i zwycięstw, kompleksów i aspiracji[…]Łączy nas zapewne mniej, niż byśmy chcieli, ale wystarczająco dużo, abyśmy mogli zorganizować sobie wspólnie egzystencję w kraju, którego flaga ma kolor biało-czerwony. Kolor czerwony jest kolorem czerwonym, a kolor biały jest kolorem białym, nie zaś antyczerwonym.”

 

Krzysztof bierze jedną z gazet z zamkniętymi oczami. Otwiera oczy. Szerzej.

Żeby wam tak przybliżyć… epokę. Tak na chybił trafił.

„Dziennik Łódzki” z 31 sierpnia 1983 r.[…]: „Trzecia rocznica porozumień gdańskich – podpisanych, jak wiadomo, przez przedstawicieli rządu i strajkujących robotników – tkwi mocno w naszej pamięci, skłania do refleksji. Mamy Jeszcze przed oczyma entuzjazm tamtego […] pamiętamy jednak ciężki walec, jaki przetaczał się przez Polskę w każdym następującym po sobie miesiącu. Mówił o tym szczegółowo wicepremier Rakowski w czasie spotkania ze stoczniowcami. Wyliczał dziesiątki i setki strajków”

 

Prostuje się. Przywołuje wspomnienia.

 

[…]zapomniał o jednym – o strajku na kominie. Wlazło nań kilka osób i musiała przyjechać ministerialna komisja, bo z inną nie chcieli rokować. Sierpniowy szlachetny zryw klasy robotniczej przeradzał się stopniowo w tragifarsę, nasz kraj stawał się przedmiotem drwin[…].

 

 

Oni ( wskazuje na stoiska z kebabem i bielizną) mówią, że psuję im interes, że nie jestem dość zabawny[…]Ludzie, którzy myślą, nie są zabawni. Co nie?!

 

„Na szczęście czas – ten najwspanialszy z lekarzy sprawia, że coraz mniej ludzi daje się złapać na lep taniej demagogii.” Nie, nie to nie o was. To o latach 80-tych.

 

„Z każdym dniem ludzie wyzbywają się złudzeń i zaczynają dostrzegać, że za słowami nie ma nic, nie ma niczego, z czego może być chleb, pokój i lepsze życie […].

I zamiast ucałowań dla żony i dziecka, nawet dla matki, Jacek skończył swój list tak:”Nie martw się. Dam sobie radę. Muszę. Grzesiu, niczego mi nie przysyłaj, proszę. […] Jeżeli będziesz chciał kiedykolwiek zrobić mi frajdę, to pamiętaj, że gole się od lat SCHICK PIVOT-em. Sześć wkładów do maszynki kosztuje kilka franków, a starcza mi na kilka miesięcy, właściwie na pół roku. To wszystko, co możesz zrobić dla mnie.”

 

Każda dyktatura, a czasami tak zwana parlamentarna większość, niszczy człowieka pozbawiając go godności. To się robi prosto. Każdy potrzebuje na chleb, dzisiaj też na Eau de Parfum, albo na miskę ryżu.

 

„Włodek jeździ w „trasy” z kabaretem, z którym występuje jako Dziadek Włodek z „Lata z radiem” – pisał Zbyszek. Od występu ma tysiaka. A dziennie, jak dobrze idzie, ma do trzech występów, koncertów, więc rzadko bywa w Łodzi. Robi tyle, ile musi, na antenie lokalnej słychać go nader rzadko. Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem miesiąc temu, właśnie wtedy opowiedział mi o swoich estradowych sukcesach. Wydawało mi się, że jest w dobrej formie i te występy mu leżą. Lubi to. Mówił mi, że w przyszłości chce jeszcze bardziej związać się z Estradą.”

 

Wprawia w ruch plastikowe nogi. Nogi tańczą jak szalone.

 

„[…] Włodek fizycznie ostatnio podupadł. Głowa stale go boli, proszki nie działają, co gorsza na głowę nie pomogły, a wykończyły mu żołądek. […] to, co teraz robi w Warszawie, to już nie to, co było kiedyś. Jest mniej dowcipny, stracił refleks.[…]”

 

Byli tacy, którzy mu zazdrościli. Mamona. Mamona. A mnie???

 

„Nasze cztery pokoje świecą […]pustką, bo brak funduszy, ale za to jeżdżę Simcą 1300. Trochę starą, trochę pordzewiałą, ale i tak na jej widok niektórym kolegom z radia w Łodzi oczy by wyszły na wierzch.[…] Jaka, kurwa, kariera, gdy na nic nie starcza, a mieszkanie mebluję z tego, co ludzie przyniosą. Samochód też więcej stoi niż jeździ, bo na benzynę nie ma.”

 

Absurd polegał na tym, że dużo można było zarobić sprzedając swoją godność.

 

„Plotki z Warszawy znam. Donoszą mi Marzanna i Rafał. Niektórzy, rzeczywiście idą jak wodór do góry. Zniszczono już wiele z tego, w radiu i telewizji, co było wartościowe[…] „

 

To uruchamiało we mnie współczucie, wyzwalało opiekuńczość i poczucie obowiązku.

„Kochanie”- tak do Marzanny, a co? „[..]Paczka będzie, wedle zamówień, tuż po nowym roku. Dostarczona najprawdopodobniej osobiście przez Basię, która zawita do kraju z konwojem paczek za kilka dni. W tym celu zagwarantuj sobie wolny dzień i skontaktuj się ze Zdziśkiem Pietrasikiem, by zrobić małe rendez-vous. Ona będzie samochodem w towarzystwie trzech Francuzów z naszego komitetu Solidarite avec Solidarność, który Ci funduje paczki[…]Przyjmij proszę, wszystkie gwiazdki świata. Niech Ci świecą w wieczór wigilijny. Przyjmij wszystkie promienie słońca, niech Ci rozświetlają dni następnego roku[…]. Opłatkiem połam się ze mną w myślach i bądź mi wierna w przyjaźni. Oto, czego Ci życzę z sercem i łzami. Pa.

 

Działałem. Wysyłałem leki, książki i powielacze. Nawet obróżkę przeciwpchelną. Basia Śreniowska pisała.

„Turowscy zwariowali! Miast pospolitego aerozolu bądź proszku przysłali super ekspresem dar wykwintny, pozbywając się ogromnego majątku przy okazji. Szaleństwo. Poinformowałam Burka, że jest najważniejszym psem w PRL-u, a kto wie, czy nie w całym Układzie Warszawskim. Z aprobatą pomachał ogonem i piersi wypiął dumnie. Następnie odpalił wspaniałomyślnie kilka centymetrów obróżki przeciw pchłom zaprzyjaźnionej suczce opozycyjnej, bo w końcu nie jest świnią, tylko bardzo pogodnym psem o łagodnym sercu. Jednym słowem mała rewolucja i ogólne poruszenie w związku z egzotycznym w niecywilizowanym świecie darem. Dziękujemy.(…)

 

Pomoc zajmowała gros naszej aktywności. Pomagaliśmy rodzinie, przyjaciołom, […] ale też bliższym i dalszym znajomym „królika”, dziennikarzom wyrzuconym z pracy i przywódcom „Solidarności” – zwłaszcza [naszym]łódzkim, ale nie tylko. Zachowały się listy z podziękowaniami od żony i mamy Andrzeja Słowika i od mamy Władka Frasyniuka. Słowik był naówczas więziony w Barczewie, a Władek w Łęczycy.

 

Pani Słowik pisła: „Stan jego zdrowia jest nie najlepszy, a prośbę o przerwę w wyroku załatwiono odmownie proponując leczenie w warunkach szpitala więziennego. Co do pomocy, to staram się zmieścić w ramach z moimi potrzebami. Ponieważ na emeryturę przeszłam w maju 1980 roku, więc otrzymuje 5440 złotych. Dotychczas miałam pensję męża i niższe komorne, które od października podniesiono. Obecnie, gdy zostałam sama doliczano nadmetraż […].Ale mam jeszcze część odzieży, której teraz nie mogłabym kupić […]a z posiłków często korzystam u córek […]”

W ogóle Polska końca roku 1983 jest krajem trudno poddającym się jakimś przewidywaniom – konstatował Jacek. –[…]Żeby była jasność, nie mam tu na myśli podziemia, którego czołówka raz jeszcze się zblamowała, wzywając do demonstracji 16 grudnia [w rocznicę ataku ZOMO na kopalni „Wujek”]. W Łodzi było spokojnie, nie licząc małych grup pod kilkoma kościołami. Podobnie gdzie indziej, sam zresztą wiesz pewnie lepiej ode mnie. Warszawa natomiast ma swego gwiazdora, ks. Popiełuszkę, na którego msze walą tłumy. Czerwonych nazywa Szatanem, a rośli chłopcy z Huty Warszawa tworzą jego eskortę parafialną. […] A Nowej Hucie szykują butelki z czymś tam, kilku wojewodów zgłosiło potrzebę wprowadzenia u nich stanu wyjątkowego po podwyżce cen, raporty dla KC […]mówią o emocjach społecznych grożących w każdej chwili wybuchem. […] „Będziemy po prostu więcej kraść” – mówią robotnicy. Inni na takie dictum wzruszają ramionami twierdząc, nie bez racji, że nie wszyscy mają te możliwości.” Na przykład INTELIGENCI. Co mógł ukraść inteligent w swoim miejscu pracy?

„[…]Podziemie blednie i opozycja wraca na z góry upatrzone pozycje, czyli kręcenie korbą powielacza. I jak zwykle przoduje stolica, a gdzie indziej? „Solidarność”, jako związek zawodowy, tzn. organizacja skupiająca członków, zbierająca składki, naciskająca na administrację, płacąca zapomogi itd. zgasła.

I znowu zryw! „[…]władza nie może wcale z tego powodu odtańczyć zwycięstwa na grobie naszego związku.[…] Budowa nowych organizacji jak PRON [Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego – przyp. aut.], nowe związki, nowe stowarzyszenia + masowa propaganda tego szajsu, wygląda żałośnie. Czerwoni pocieszają się, że to tylko początek, ale grubo się mylą. Przez 1956, 1970, 1976 i ukoronowanie lat 80-81 definitywnie przegrali w Polsce bitwę o świadomość społeczną. Ludzi już nie można nabrać, że „jesteśmy O.K.”,

Noo tak, kiedyś się łudziliśmy, …że demokratyczna większość jest mądra. Wzory niezłomnych ludzi z tamtych lat opluwają ci, którzy żywią się kebabem i noszą chińskie gacie. I nie kupią ode mnie żadnej książki. A nawet czasopisma.

Kto dzisiaj odrzuciłby taką propozycję? wolności w zamian za wyjazd za granicę? Aaaa, niezrozumiałe. Powtórzę: wolność w zamian za wyjazd z Polski? Absurd? Nie wtedy.

 

25 grudnia 1983 Adam Michnik napisał list do generała Czesława Kiszczaka, w odpowiedzi na propozycję wolności w zamian za wyjazd za granicę: „Aby jawnie przyznawać się do deptania prawa, trzeba być durniem; aby będąc więziennym nadzorcą proponować człowiekowi więzionemu od dwóch lat Lazurowe Wybrzeże w zamian za moralne samobójstwo, trzeba być świnią; Aby wierzyć, że ja mógłbym taką propozycję przyjąć, trzeba wyobrażać sobie każdego człowieka na podobieństwo policyjnego szpicla.”

 

Wnosi stosy książek do środka antykwariatu.

 

2,50 dzisiaj. Jutro nie ukrywam może być taniej. Jutro wszystko będzie tańsze. Podskoczą tylko ceny śmieci.

„Pod koniec poprzedniego roku postanowiliśmy, że Basia weźmie jednak paszport konsularny, co ułatwi nam kontakty z rodziną i opozycją w kraju. Tak też się stało i już w drugi dzień świąt 1983 r., ruszyła, w towarzystwie Clauda Romeca, z konwojem „humanitarnym” do Polski.[…] w furgonetce oprócz darów, znajdowała się i emigracyjna literatura, i maszyny do pisania.” Literatura!!!

Dzisiaj nie narażam się na nic innego prócz biedy, handlując, przepraszam, oferując na rynku te książki i czasopisma. Kiedyś groziło nam za te książki więzienie. Tak TU. I dzisiaj, kurwa, to wraca. Czytasz niewłaściwe książki!

 

26 stycznia 1984 roku Sejm uchwalił prawo prasowe (może obecny by się zastanowił, czy nie warto wrócić do tego} stwierdzające, że „kto bez wymaganego zezwolenia wydaje lub rozpowszechnia dziennik, czasopismo lub inną publikację prasową, podlega karze pozbawienia wolności do roku, karze ograniczenia wolności lub grzywny”.

Według danych „Tygodnika Mazowsze” w więzieniach i aresztach przetrzymywanych było 244 więźniów politycznych.

„Wyczytałem wczoraj w „Kulturze” (paryskiej)[ tak ja pisałem do przyjaciół w Polsce], że teraz jest jakoś tak, że nie chce się walczyć o to, o co walczyło się przedtem, tzn. zamówienia, honoraria, projekty, że chce się raczej zachować to, co wewnątrz. […] Powiesz mi – masz ten luksus, ze możesz sobie na to pozwolić. Excuse-moi, ale gówno to nie luksus, z drugiej strony bowiem oczywistością jest, że dziennikarz, a za takiego mimo wszystko się mam jeszcze, powinien robić to, co umie, czyli pisać, nagrywać etc. Po drugie za ten pseudoluksus płacę tym, […] że robię coś, co jest ogłupieniem totalnym bez najmniejszej satysfakcji, nie wymagające najmniejszej inwencji, nic, nic. I tak dzień w dzień. Oczywiście, to właśnie ta praca, czy raczej jej posiadanie daje mi podstawy niezależności, nie mniej doszedłem do „rewolucyjnego” stwierdzenia, że „praca bez satysfakcji jest gorsza od bezrobocia”.

Wnosi ostatni największy stos książek do środka.

Wszystkie po 2,50 i taniej nie sprzedam. Mam taki bizness, nie mając w tym biznesu. Cichutki. Żona nie jest zadowolona i do mnie na ulicę, jak mówi, nie będzie przychodzić. A ja jestem socjologiem z wykształcenia i mnie ulica interesuje. Zadziwia. Dołuje.

„Kochani, Żebyście się nie gniewali, przesyłam, jako przeproszenie ostatnią rymowankę, jaka usłyszałem, „jeśli mąż Cię zaniedbuje wstąp do PRONu, tam są ch….”. A propos męskich członków i PRON-u, […] PRON w ogóle kiepsko zniósł tzw. Konsultację nt. projektu ustawy o ordynacji wyborczej. […] Ordynacja jest oczywiście do bani[…] Nie myślcie jednak, że kwestią ordynacji żył kraj. Kraj to olał. […]

„Ostatnio zwraca się uwagę na zróżnicowane podejście milicji do środowisk inteligenckich i robotniczych. Pierwsze uzyskały zauważalny luz, robotniczemu undergroundowi natomiast się nie pobłaża. Są tego przykłady z wielu stron kraju. Inteligenci zelżali nawet precautions measures [zmniejszyli środki ostrożności – przyp. aut.][…].

Pytano mnie, czy zauważyłem, że „inteligenci”, którzy próbują rzucać pomosty w działaniach podziemnych do środowiska robotniczego, są szczególnie pod lupą i w stosunku do nich nie obowiązuje zasada patrzenia przez palce? Podobno można było to zauważyć na południu kraju. Skala opisywanego zjawiska pozwala domniemywać centralnie ustaloną strategię. Inteligencki underground wyraźnie odpuszczono. Możliwe przyczyny:

1) Dopóki nie wychodzą do robotników są niegroźni […].

2) Nie zależy nam obecnie na nowych aresztowaniach[…]. Zachód ma tu widzieć spokój[…].

3) […] Polska to nie ZSRR ani CSRS [Czechosłowacka Republika Socjalistyczna]tu nie można ciągle na ostro […].

P.S. Bardzo dziękuję za lekarstwa na astmę.”

Podchodzi do plastikowych nóg, ogląda koronki na pończochach. Dotyka.

Zawsze korci, żeby dotknąć. Nie wiem jak to zwalczyć w sobie. Tak łatwo o oczko. Cholera!

Zdejmuje jedną z nóg z haka. Wyjmuje z kieszeni marynarki przyrząd do reperowania oczek. Siada, wkłada sobie tę nogę między swoje nogi i zajmuje się robotą.

Dzisiaj nikt niczego nie reperuje. A ja tak! Żona tego nie pochwala.

Od 1984 trochę podróżowałem. „Pojechałem na dwa dni na zaproszenie organizacji młodzieżowej „Juventuda Centrista”. Organizowali oni cykl imprez pokojowych pod znamiennymi jednak hasłami „Pokój i wolność” oraz „Ani czerwony, ani martwy”. Jest to odpowiedź na toczącą się tu i ówdzie polemikę, czy lepiej być ofiarą wojny, czy też żyć jakkolwiek w komunistycznym kraju. Trochę ta dyskusja przypomina słynny dylemat, co myć najpierw: ręce czy nogi, bądź, na co lepiej umrzeć: na raka czy na zawał? […] Portugalia była kiedyś największą potęgą świata. Kolonie poczynając od Indii po wyprawie Marco Polo, Indonezja i wyspy obok, Angola, Mozambik, wreszcie Brazylia, a portugalscy jezuici szczepili religię w Japonii. I to wszystko runęło nieomal z dnia na dzień. Skończyło się wraz ze śmiercią ostatniego dyktatora Salazara. Portugalia stała się małym, biednym krajem na krańcu Europy […].

Dalej „podciąga” oczko w pończosze. Nuci jedną z takich smutnych piosenek. Melodia wraca od czasu do czasu.

Zbyszek […] przysyłał sążniste listy opisujące najrozmaitsze wydarzenia w Łodzi i w kraju.

„Niedługo Wielkanoc,[pisał]. Więc ten list, zgodnie z zapowiedzią traktuję jako świąteczny […]. Nastroje są zmienne, a raczej niezmiennie zmienne. Tu kongres przodującej klasy robotniczej, zaraz po nim kongres przodującego chłopstwa, z trybun padają słowa ku pokrzepieniu serc, ale stokroć bardziej pokrzepiłyby serce jakieś konkretne działania, wyraźna poprawa naszego bytowania.A tak to tylko słowa, słowa, boli głowa. Wzrosły ceny materiałowe, surowcowe tudzież koszty energii. A więc wzrosną także ceny wytwarzanych artykułów. Już w kochanej TV zaczęto to ludziom uświadamiać i wyjaśniać konieczność kolejnej niespodzianki, świątecznego jaja, które w okresie Wielkiejnocy naród od swoich Wybrańców otrzyma.”

 

I robili nas w jajo. To znaczy ich, bo ja byłem TAM.

„[…] Cały naród przygotowuje się do wyborów. Wprawdzie nie są to wybory do kochanego Sejmu, lecz tylko do rad narodowych, ale wiemy, ile zależy od władzy lokalnej. Tej władzy lokalnej, którą kiedyś Lenin, przestrzegając przed nią, nazwał największym przeciwnikiem socjalizmu. Oczywiście Wielki Teoretyk miał na myśli wszelkie wypaczenia biurokratyczne, prowincjonalizmy, za którymi kryje się samowola i „samowładza”. (…)

 

Ale władza miała telewizję!!!

„W tej chwili Claud Romec, nasz gość z Francji ogląda program historyczny […]– Jałta, Teheran, Poczdam – stwierdził, mówiąc do siebie […] „to jest bardzo zła telewizja”.

 

Ale władza miała prasę.

 

Odwiesza nogę na miejsce. Rozgląda się.

 

„Dziennik Łódzki” 5 maja obszernie relacjonował kolejną konferencję prasową rzecznika rządu Jerzego Urbana. „[…]Na wstępie Jerzy Urban ocenił metody informowania światowej opinii publicznej o problemach polskich, stosowane przez niektóre zachodnie środki masowego przekazu. Rzecznik rządu przyjął za punkt wyjścia znaną już powszechnie sprawę kłamstwa Agencji Reutera, która nadała wiadomość, że pierwszomajowy pochód trwał w Warszawie dwie godziny a nie pięć godzin, Telewizja Polska zaś pokazywała w kółko te same […] Przed świętem 1 Maja Reuter informował, że ulice i fabryki w Warszawie i w innych większych miastach polskich zalane zostały po prostu ulotkami podziemnej „Solidarności” wzywającymi do bojkotu oficjalnych obchodów.” I tyle.

„Nikt po 35 latach nie pamięta ani tych działaczy, ani tych nazwisk, ani tych zakładów pracy.” A może jednak ktoś? Kto pamięta? (krzyczy)Czy ktoooś paamiętaaa?

 

No, więc wybory, wybory i po wyborach.

„Dziennik Łódzki” z 18 czerwca zatytułował swoje relacje Miliony Polaków spełniły swoją patriotyczną powinność i w atmosferze powagi i poczucia odpowiedzialności[…]ble…ble..ble

 

„Solidarność” oblicza, że w skali kraju głosowało około 60% uprawnionych do głosowania[…] a nie jak podano oficjalnie 75%. Jeśli by tak rzeczywiście było, to w Łodzi głosowało około 47%.

[…] wybory nigdy nie budziły emocji, połowa ludzi je zbojkotowała, ale why? – trudno powiedzieć. Byłoby chyba przesadą powiedzieć, że ta połowa poprzez bojkot wyraziła świadomie swoją polityczną postawę. […]”

 

 

„Żyjemy wszelako dwutorowo – komentowała tę rzeczywistość Basia Śreniowska pod koniec lipca 84 – We wszystkich niemal dziedzinach wysokiej klasy fachowcy wydają nielegalnie różnorakie ekspertyzy. Badacze nielegalnie robią odkrycia sondaże, statystycy nielegalnie obliczają odchylenia standardowe, jak to miało miejsce w przypadku badania frekwencji wyborczej[…]. Dziwny kraj, ludzie


powrót

Klauzula informacyjna

Szanując prawo do prywatności osób, które powierzyły mi: Krzysztofowi Turowskiemu swoje dane osobowe, w  tym osób korzystających z usług moich kontrahentów i ich pracowników, chcę zadeklarować, że pozyskane dane przetwarzam zgodnie z krajowymi i europejskimi przepisami prawa oraz w warunkach gwarantujących ich bezpieczeństwo.

Aby zapewnić transparentność realizowanych procesów przetwarzania, przedstawiam obowiązujące u mnie zasady ochrony danych osobowych, ustanowione na gruncie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, dalej „RODO”).

Administratorem Pani/Pana danych osobowych, czyli podmiotem decydującym o celach i sposobach przetwarzania danych osobowych, jest Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m 1. W celu uzyskania dodatkowych informacji dotyczących zasad i sposobów przetwarzanie danych mogą Państwo skontaktować się ze mną telefonicznie pod numerem + 48 501 572 219.

Przeczytaj dokumenty dotyczące zasad bezpieczeństwa i prywatności


Ustawienia ciasteczek

W związku z korzystaniem ze strony internetowej https://www.krzysztofturowski.pl (dalej: „Strona Internetowa”) uprzejmie informuję, że jako Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m. 1, tj. operator i właściciel Strony Internetowej, korzystam z plików typu cookies (ciasteczka). 

Pliki cookies to dane informatyczne przechowywane na urządzeniu korzystającego ze Strony Internetowej. Zapisywane są przy każdorazowym korzystaniu ze Strony Internetowej i umożliwiają późniejszą identyfikację korzystającego przy ponownym połączeniu ze Stroną Internetową z urządzenia, na którym zostały zapisane. Pliki cookies zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej, z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym, unikalny numer oraz inne niezbędne dane. Przy czym wykorzystywane są pliki stałe (np. służące optymalizacji nawigacji – przechowywane w urządzeniu użytkownika przez czas określony w ich parametrach lub do czasu ich usunięcia przez użytkownika) i sesyjne (np. umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie Strony Internetowej poprzez zapamiętanie rozdzielczości wybranej przez użytkownika – przechowywane w urządzeniu użytkownika do czasu zakończenia sesji przeglądarki internetowej).

Pełna treść polityki plików cookies.