Krzysztof Turowski o terroryzmie

2017-05-06 / Blog

Krzysztof Turowski o terroryzmie

Terroryzm nie wziął się znikąd. Polityka wobec krajów arabskich od lat przypomina współczesne wyprawy krzyżowe – pisze publicysta.

Publicyści, politycy, dyplomaci i przeciętni mieszkańcy Unii Europejskiej potępiają, i słusznie, zamachy terrorystyczne, zwalczają, mniej czy bardziej udolnie, państwo islamskie, ale wciąż trudno im znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje? Co spowodowało, że narodziły się różne bojowe oddziały „wyznawców” Allaha. Słowo wyznawców biorę w cudzysłów, albowiem Allah w istocie, jak to często bywało w historii i bywa nadal, jest zasłoną dymną, hasłem, jakąś ideą usprawiedliwiającą i namaszczającą czyny.

Poczucie wyższości

Przyczyn należy szukać – moim zdaniem – już w podbojach kolonialnych. Wówczas to z hasłami cywilizacji i pieśniami religijnymi na ustach watahy zbrojne Francuzów, Belgów, Anglików, Niemców ruszyły na podbój Afryki i Azji. Holokaust, który cywilizowane ludy Europy zafundowały bezbronnym mieszkańcom innych kontynentów, nie ma równego w historii. Jest po wielokroć straszniejszy niż hitlerowski i stalinowski razem wzięte. A nie uczy się o tym w szkołach, nie potępia ówczesnych władców z królem Leopoldem II zwanym rzeźnikiem na czele. Następnie ustanowiono sztuczne granice i marionetkowe rządy satrapów.

Na spalonej ziemi swoich wpływów szukał też Związek Radziecki i tak powstał świat Kaddafiego, Asada, Mobutu i innych strasznych postaci. Jednakże na kontynencie panował względny ład, pomijając wojny domowe, a szczególnie tę Hutu i Tutsi.

Po rozpadzie kolonii Zachód na jakiś czas wytracił swój impet ekspansji, ale czy to za namową silnego lobby zbrojeniowego, który jak niegdyś kler parł do nowych podbojów, czy też innych grup nawiedzonych polityków i magnatów finansowych ruszył do boju.

Jeszcze w latach 70. doszło do najpoważniejszego konfliktu na linii Iran – Stany Zjednoczone zakończonego dopiero w 2016 roku. Wówczas to sojusznikiem stał się skonfliktowany z Iranem Irak. I nikomu wtedy Saddam Hussajn nie przeszkadzał.

Po jakimś czasie okazało się, że sojusz z Bin Ladenem nie wypalił, a Saddam Husain przestał flirtować z Zachodem i chciał prowadzić ekspansywną politykę na własną rękę. Od tej pory Saddam stał się wrogiem nr 1. Nałożono na Irak embargo, które doprowadziło kraj do ruiny i głodu. Polecam tu lekturę „Ulissesa z Bagdadu” Érica-Emmanuela Schmitta. I oczywiście wraz z sankcjami rosła miłość Irakijczyków do Zachodu. Kiedy zatem weszli tam Amerykanie i ich sojusznicy, w tym Polacy, radości nie było końca. Kochano nas coraz bardziej.

Dzisiaj już wiemy, że była to agresja zbudowana na oszustwach, że był to odwet za niebywale zuchwały atak na World Trade Center, ale ponieważ była źle przygotowana, więc efekt był daleki od zamierzonego. Obalono dyktatora, ale hydra odrosła w postaci Państwa Islamskiego.

Minęło parę lat i Zachód posłał z kolei swoje wojska do Afganistanu, oficjalnie, aby pokonać talibów, którzy zdaniem powielanej propagandy zagrażali cywilizacji, stanowili matecznik terroryzmu i antydemokratyczne siły. Fakt, że mają poparcie miejscowych, nie miało dla „sił wyzwoleńczych” większego znaczenia. Wmawiano ludziom, że tak jest dobrze, wmawiano ludziom to, w co politycy i dyplomaci sami chcieli uwierzyć.

Nie organizowaliśmy zatem nic innego jak współczesne wyprawy krzyżowe, tym razem bez krzyża, ale za to z błogosławieństwem biznesu i polityki, mamiąc społeczeństwa wyższą koniecznością i potrzebą nawrócenia muzułmanów z ich prawami na prawa i obyczaje europejskie. Że większość z nich tego nawrócenia nie pragnęła, nikogo nie obchodziło. Zobaczą nasze sukcesy to zmądrzeją – powiadano. Nie zobaczyli i nie zmądrzeli.

Potem mieliśmy arabską wiosnę i radość w „postępowych” kołach zachodu, że oto ludy północno-afrykańskie i z Azji Mniejszej jęły same przeć ku cywilizacji. Jedynie w Izraelu nie było radości po upadku Hosni Mubaraka. Tamtejsza dyplomacja uważała, że lepszy znany dyktator, który trzyma swój lud na wodzy, bo jak smycz się urwie, to może pojawić się wielki gwałt. I pojawił się.

 

Skutki propagandy

Napędzani „wolnościową” atmosferą ruszyli też do boju opozycjoniści Asada w Syrii. Europa natychmiast ich poparła bez sprawdzania, kim są i spod jakiej ciemnej gwiazdy przybyli.

Propagandowym paliwem stał się domniemany atak chemiczny w okolicach Damaszku przypisywany siłom reżimu Asada. Siła przekazu w tym wypadku była tak duża, że część mediów nie czekała na jakiekolwiek śledztwo w tej sprawie i od razu ogłosiła, iż z całą pewnością dokonały go siły Asada.

W Syrii dzieje się tragedia, prezydent Asad nie należał i nie należy do emisariuszy pokoju i praw człowieka, ale manipulacje medialne, którymi jesteśmy karmieni, są również dużego kalibru. Nikt nigdy nie wytłumaczył, jak wygląda opozycja w tym kraju i czego chce poza obaleniem dyktatora, kto jest jej przywódcą? Problem w tym, że grup, nawzajem się zwalczających, jest wiele ze zbrojnymi oddziałami Państwa Islamskiego na czele.

Zachód znów ma usta pełne frazesów współczucia. Nic z nich nie wynika. Nadal lejemy krokodyle łzy i narzekamy na zalew Europy przez biednych, i w większości Bogu ducha winnych emigrantów. Sam byłem emigrantem i wiem, jak działa biurokratyczna machina, przyznająca status uchodźcy.

To, co zresztą wymyślała przy okazji ubiegłorocznej fali uchodźców Unia Europejska, woła o pomstę do nieba. Pomysł z obowiązkowymi kwotami przypomina najczarniejsze lata niewolnictwa. Istotą problemu nie jest, ilu Syryjczyków, ilu Afgańczyków czy Irakijczyków przyjmie dany kraj, ale co im zaoferuje. To są żywi ludzie, ze swoimi umiejętnościami, wykształceniem lub bez, a nie niewolnicy. Dobrze, że część roboty wykonały organizacje pozarządowe.

Ciekawe, dlaczego ani dyplomacja unijna, ani amerykańska kompletnie nie interesuje się losem Kurdów, którzy są stroną zwycięską we wszystkich tych konfliktach. Dlaczego nie popieramy wielomilionowego narodu w walce o własne państwo? Nie mamy w tym interesu czy nie chcemy narazić się kolejnemu dyktatorowi, który aktualnie ma z nami interesy?

Ataki terrorystyczne organizowane w imię Allaha przez tę czy inną organizację są zbrodnią przeciw ludzkości. Każdy zamach to ludzkie tragedie i śmierć niewinnych ludzi. Należy zatem z autorami zamachów walczyć, najlepiej czynem, a nie słowem. Niestety, słów dużo, a czynów nie widać.

Ta walka jest niezbędna, ale może powyższy wywód pozwoli nieco zrozumieć, dlaczego to tak jest. Może i my, ludzie Zachodu, politycy, dyplomaci i dziennikarze z Unii Europejskiej i USA, mamy coś na sumieniu. Moim zdaniem bardzo wiele. Więc może nie zbawiajmy już świata, zadbajmy o własne zbawienie. I przekażmy ludziom więcej prawdy, a mniej politycznego cynizmu i medialnej hucpy.


powrót

Klauzula informacyjna

Szanując prawo do prywatności osób, które powierzyły mi: Krzysztofowi Turowskiemu swoje dane osobowe, w  tym osób korzystających z usług moich kontrahentów i ich pracowników, chcę zadeklarować, że pozyskane dane przetwarzam zgodnie z krajowymi i europejskimi przepisami prawa oraz w warunkach gwarantujących ich bezpieczeństwo.

Aby zapewnić transparentność realizowanych procesów przetwarzania, przedstawiam obowiązujące u mnie zasady ochrony danych osobowych, ustanowione na gruncie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, dalej „RODO”).

Administratorem Pani/Pana danych osobowych, czyli podmiotem decydującym o celach i sposobach przetwarzania danych osobowych, jest Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m 1. W celu uzyskania dodatkowych informacji dotyczących zasad i sposobów przetwarzanie danych mogą Państwo skontaktować się ze mną telefonicznie pod numerem + 48 501 572 219.

Przeczytaj dokumenty dotyczące zasad bezpieczeństwa i prywatności


Ustawienia ciasteczek

W związku z korzystaniem ze strony internetowej https://www.krzysztofturowski.pl (dalej: „Strona Internetowa”) uprzejmie informuję, że jako Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m. 1, tj. operator i właściciel Strony Internetowej, korzystam z plików typu cookies (ciasteczka). 

Pliki cookies to dane informatyczne przechowywane na urządzeniu korzystającego ze Strony Internetowej. Zapisywane są przy każdorazowym korzystaniu ze Strony Internetowej i umożliwiają późniejszą identyfikację korzystającego przy ponownym połączeniu ze Stroną Internetową z urządzenia, na którym zostały zapisane. Pliki cookies zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej, z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym, unikalny numer oraz inne niezbędne dane. Przy czym wykorzystywane są pliki stałe (np. służące optymalizacji nawigacji – przechowywane w urządzeniu użytkownika przez czas określony w ich parametrach lub do czasu ich usunięcia przez użytkownika) i sesyjne (np. umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie Strony Internetowej poprzez zapamiętanie rozdzielczości wybranej przez użytkownika – przechowywane w urządzeniu użytkownika do czasu zakończenia sesji przeglądarki internetowej).

Pełna treść polityki plików cookies.